Kobieta myślała o tej sprawie przez cały dzień. Poszperała w Internecie i znalazła rozporządzenie ministra infrastruktury, które dotyczyło transportu zwierząt. – Wyczytałam w nim, że zwierzęta w ciągu kilkunastu godzin powinny dotrzeć na miejsce – mówi nasza Czytelniczka. – Poczta odpowiedzialna jest za ich transport, skoro przyjmuje zamówienie. Coś tutaj jest nie tak!
Pani Alina, nie ma żalu do zamojskich pocztowców. Uważa jednak, że w Polsce są wadliwe są przepisy. Cierpią na tym zwierzęta.
Także zamościanka Krystyna Pomarańska z lubelskiego Stowarzyszenia Opieki na Zwierzętami „Animals” jest całą sytuacją zaniepokojona. Twierdzi, że poczta musi zrezygnować z takich usług. – Zwierzę nie jest rzeczą i nie wolno go tak traktować – przekonuje. – Słyszałam o takim przypadku, że ktoś wysłał pocztą psa i on zdechł… Nie wierzę, że pracownicy poczty zajmują się podczas transportu pojeniem i karmieniem zwierząt. Dlatego będę w tej sprawie interweniować.
Co można zrobić? – Trzeba zmienić wadliwe przepisy – mówi Pomarańska. – Taki proceder powinien być zakazany. Napiszę o tym do mediów, organizacji opiekującymi się zwierzętami i gdzie się da. Wiele osób nas poprze.
Co na to pracownicy poczty?
– Przesyłki, w których są drobne zwierzęta czy ptaki są przyjmowane przez pocztę na całym świecie – mówi Ireneusz Godzisz, dyrektor zamojskiego oddziału Centrum Poczty. – To jest zgodne z przepisami i odbywa się w sposób humanitarny. Takie paczki są nadawane priorytetem i na pewno dochodzą do adresata w ciągu 24 godzin.
Czy zwierzęta są w tym czasie karmione i pojone? – O to powinien zadbać nadawca – przekonuje Godzisz.