– Wyniki są naprawdę zaskakujące – mówi Tomasz Kobylas, miłośnik przyrody z Zamościa, który także liczył zamojskie ptaki. – Roztocze to świetny teren dla wielu gatunków ptaków. Żyje im się tutaj bardzo dobrze. To nas ucieszyło.
Liczenia zamojskich ptaków podjęli się członkowie Zamojskiego Towarzystwa Przyrodniczego, Towarzystwa Ornitologicznego i Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Prace prowadzono na zlecenie Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.
Wydelegowano dziesięciu najbardziej doświadczonych miłośników ptactwa, którzy przez 160 dni przemierzyli miejscowe bezdroża i lasy. W jaki sposób liczyli te co skaczą i fruwają?
– Są na to specjalne metody – tłumaczy Przemysław Stachyra z Zamojskiego Towarzystwa Przyrodniczego, koordynator projektu. – Można liczyć ptaki ze specjalnych punktów widokowych lub z wybranych powierzchni. Efekt? Pomyłki się zdarzają, ale… naprawdę rzadko.
Okazało się, że zamojskie ptaki mają się dobrze. Szczególnie chronione prawem europejskim gatunki (dla nich tworzono specjalne ostoje) m.in. trzmielojad, puszczyk uralski, dzięcioł białogrzbiety czy orlik krzykliwy osiągnęły więcej niż 1 proc. populacji krajowej. Inne ptaki także mają się dobrze. W sumie naliczono aż 265 różnych gatunków.
– To ponad połowa wszystkich gatunków występujących w naszym kraju – tłumaczy Przemysław Stachyra. – Niektóre gatunki radzą sobie lepiej niż myśleliśmy. To było dla nas zaskakujące. Np. nasz dzięcioł białogrzbiety stanowi aż 10 proc. całej krajowej populacji! A to ptak wymagający. Żyje głownie w starych lasach bukowych. Ten wynik nas uradował.
Ornitolodzy i miłośnicy ptaków określili też największe zagrożenia dla tych stworzeń.
– To głównie wycinanie starych lasów i zła gospodarka leśna – tłumaczy Przemysław Stachyra. – Szkodliwe jest też zaorywanie przez rolników ugorów.
Policzono także ptaki pospolite. Według mieszkańców Zamościa i okolic mniejsza jest ostatnio np. ilość wróbli niż jeszcze kilka lat temu (mówiono o tym na jednej z sesji RM). Czy tak jest w rzeczywistości?
– Tego typu badanie robiono po raz pierwszy, dlatego nie mamy do czego się odnieść… – zastanawia się Stachyra. – Będziemy mogli to określić dopiero w latach następnych. Jeśli tak jest w rzeczywistości, będzie można zastanowić się jak temu ewentualnie przeciwdziałać.
Miłośnicy przyrody liczyli zamojskie ptaki… niemal społecznie.
– Zwracały nam się po prostu koszty – tłumaczą.