Konsekwencji nie poniosą też funkcjonariusze odpowiedzialni za nadzór nad aktami, bo zdaniem śledczych przechowywali je w szafie nieumyślnie.

Materiały wyciekły z zamojskiej komendy pod koniec 2009 roku. Koperta z aktami policyjnych spraw trafiła do Gazety Wyborczej Lublin.

Jak podała redakcja, w przesyłce znalazły się rozkazy, protokoły zatrzymania, postanowienia o wszczęciu śledztwa i odciski palców. Anonimowy nadawca napisał, że dokumenty znalazł na jednym z zamojskich śmietników.

– Wśród dokumentów, które wyciekły z komendy, znajdowały się policyjne akta kontrolne i materiały z postępowań prowadzonych przez zamojską policję w latach 2001–2005 – precyzuje Romuald Sitarz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zamościu, która umorzyła śledztwo. – Mimo przeprowadzonych ekspertyz kryminalistycznych nie udało się ustalić sprawcy, który wyniósł dokumenty z komendy.

Zgodnie z wewnętrzną procedurą akta powinny być przechowywane w policyjnym areszcie, a nie w szafie. Śledczy uznali, że nie doszło jednak do niedopełnienia obowiązków służbowych przez odpowiedzialnych za to funkcjonariuszy.

– Do przestępstw urzędniczych, które polegają na niedopełnieniu lub przekroczeniu obowiązków służbowych, dochodzi wtedy, gdy sprawca umyślnie działa na szkodę interesu publicznego albo prywatnego. W tym przypadku nie było umyślnego działania – informuje Sitarz.

Dokumenty trafiły do szafy przez niedopatrzenie. Przestępstwo urzędnicze można popełnić też nieumyślnie, ale musi się to się wiązać z popełnieniem istotnej szkody, ale śledczy jej się nie dopatrzyli.

Postanowienie o umorzeniu śledztwa jest już prawomocne.